Grzyb | wygrał | rękawiczki | za |
230 | zł | na | lekcji |
Niektórzy zarzucają Warmianinowi, że jest to niepoprawne określenie jego pochodzenia, gdyż Wilkowo i cały prawie cały powiat Kętrzyński nie leżą na Warmii. Wynikiem tego ukuły się aliasy takie jak Wielki Mazur, mające na celu drwić z Prezydenta i jego fałszywych przekonań co do pochodzenia. W rzeczywistości Krzysztof nie jest ani Mazurem, ani Warmianinem, a jest Barcjaninem, gdyż kraina, na której leży Wilkowo to Barcja. Co za tym idzie nazywanie Knura Warmianinem ma o wiele więcej sensu niż nazywanie go Mazurem, gdyż z Wilkowa bliżej jest na Warmię, niźli na Mazury. Jednak z lingwistycznego punktu widzenia określenie "Warmianin" nie może zostać uznane za błędne per se. Mieszkaniec Warmii to Warmiak, a nie Warmianin, toteż Knur może rościć sobie prawa do tego tytułu, gdyż jest jego twórcą i może nadawać mu dowolne znaczenie. Innym powodem dla którego Krzysztofa można z czystym sumieniem nazywać Warmianinem to fakt, że osobom z żółtymi papierami należy niektóre rzeczy wybaczać.
Krzysiek już jako dziecko przejawiał nieprzeciętne zdolności w zakresie zduństwa, mechaniki, zarządzania gospodarstwem rolnym i ogółem wszystkiego. W 1975 roku przeniósł się ze swoją rodziną do domku drewnianego przy ul. Szkolnej 17 w Białymstoku, gdzie mieszka obecnie. Ukończył tam Szkołę Podstawową nr 21 i zasadniczą szkołę zawodową, zdobywając zawód kierowcy-mechanika, choć sam utrzymuje, że było to technikum lub jedno po drugim. Po ukończeniu edukacji został wezwany przez komisję wojskową i przeniesiony do rezerwy bez odbycia zasadniczej służby wojskowej. Nie przeszkadza mu to jednak w snuciu mitomańskich opowieści o służbie w wielu jednostkach, karze więzienia za odmowę strzelania do robotników czy zdobyciu stopnia podpułkownika Wojsk Ochrony Pogranicza. Młody Niżarłak zajmował się gospodarstwem rodziców. Kononowicze jako jedni z ostatnich w okolicy hodowali świnie (do 2007 roku, potem jedyną świnią w Belwederze pozostał Ksiek, który hodował jedynie swój bęben), co było powodem ich konfliktów z sąsiadami. Za pomocą Nyski i Lublina Bożego zabierali oni zlewki z miejskich stołówek i jadłodajni, przez co byli znani w okolicy. Według wspomnień strażników granicznych, do których Kononowicz także jeździł po resztki z obiadów, Knur – rządząc się niesamowicie i wydając polecenia funkcjonariuszom – dorobił się ksywki „Major Zlewka”. Czysty przypadek czy proroctwo?